Opis z okładki: "Właśnie ledwo ledwo zdałem maturę. Moja siostra miała czternaście lat, słuchała „Hôtel de la plage” w wykonaniu Sheili i B. Devotion i, leżąc na łóżku, czytała w „Marie Claire” zwierzenia zdradzonej kobiety. Na ścianach wisiały plakaty z Richardem Gere’em i Thierry’m Lhermitte’em. Wierzyła w księcia z bajki (...). A potem do pokoju wszedł nasz brat, przykrył nas swoimi skrzydłami i nasze dzieciństwo zniknęło (...)".
Moja recenzja:
Długo myślałam nad tym, co napisać o tej książce. Długo układałam w głowie wyrazy, frazy (wyrazy - frazy), zdania. Długo zbierałam myśli… i nie wiem. Nadal wszystko w mojej głowie buzuje. Krąży. Nie może znaleźć miejsca…
Jakże dziwna to książka. Jakże dziwna i jakże genialna zarazem. Na tyle genialna, że wciąż o niej myślę. Szukam informacji na Internecie. Oglądam obrazki, zdjęcia. Czytam recenzje...
Genialna!
Genialna!
„Kiedy miałem siedem lat, odniosłem pierwszy sukces literacki (…)
Kiedy miałem osiem lat, nie miałem już nic do napisania (…)
Kiedy miałem dziewięć lat, dołączyłem do grona tych, którzy talent posiedli zbyt wcześnie”
Édouard pisze rymowankę. Nie wiersz. Nawet nie wierszyk. Rymowankę. Zwykłą. „Cztery marne rymy”, które sprawiają, że mama z radości bierze go w ramiona, „tatko, babcia i dziadziuś zaklaskali. Wystrzeliły komplementy. Strzeliły kieliszki. Padły ważne słowa. Dar. (…) Poeta. Siedmioletni Rimbaud”. Cztery marne rymy sprawiają, że siedmioletni chłopiec staje się pisarzem rodzinnym. I od tej pory nic już nie jest takie samo…
Oczekiwania. Pokładane nadzieje. Ambicje innych i presja. Od tej pory wszystko to towarzyszy Édouardowi na każdym kroku. Na każdym kroku czuje za plecami oddech rodziny, która okrzykując go rodzinnym artystą, czeka z niecierpliwością na pierwszą powieść… Czeka, czeka i… czeka… A powieści jak nie było, tak nie ma. To znaczy jest, ale nie taka, która uzdrawia, a taka, której nikt nie chce wydać. Taka, która „była pierwszym kłamstwem”. Taka, której podporządkowuje całe swoje życie. Taka, która to życie pomału, acz dokładnie, rujnuje…
„Nasza matka miała być szczęśliwa do końca swoich dni.
Ja miałem być pisarzem.
Nasz brat aniołem.
Claire księżniczką.
A Dumbo miał być z nami”.
Ale „życie jest ironiczne” i nie zawsze wszystko układa się tak, jak to zaplanowano. Najgorzej jest wtedy, kiedy – mimo planów – nie układa się nic…
Życie Édouarda nie wpisuje się w żaden wcześniej wymyślony plan. Rodzina, która miała być zawsze razem – rozpada się na kawałki. Podjęte studia kończą się szybciej niż się zaczęły. Małżeństwo nie jest prawdziwym małżeństwem a jedynie „dzieleniem życia” z różnych zakątków świata. Z dziećmi widywanymi raz na kilka miesięcy, z tłumem kochanek i domem kupionym, tylko po to, by „odkupić swój brak miłości”. Claire zamiast księżniczką została nieszczęsną z dzieckiem i kamiennym sercem. Hadrian aniołem został. Tyle, że takim bez skrzydeł. Tych, które miały go unieść. Nie uniosły. „Ciało bez skrzydeł runęło w dół”. A Dumbo? Dumbo był, ale jakby go nie było. Początkowo z drugą żoną – daleko od rodziny. Później – bez żony, ale chory i… jeszcze bardziej nieobecny.
Powieści również nie było.
Była za to praca. Praca, która dawała nagrody, nietuzinkowe znajomości i miliony na koncie. Nie dawała jednak jednego – spełnienia i prawdziwego szczęścia…
„Pisanie uzdrawia”.
Édouard nie jest ani wzorowym uczniem, ani wzorowym mężem, ani wzorowym ojcem. Jest za to wzorowym bratem i synem, mimo iż to właśnie siebie obwinia za rozpad swojej rodziny. A przy tym tęskni za przeszłością. Wierzy więc, że powieść, na którą tak wszyscy czekają, uzdrowi rodzinne relacje i sprawi, że wszyscy razem ponownie usiądą w bladożółtej kuchni i wspólnie zjedzą śniadanie…
„Jest noc. Chodzę po mieszkaniu pustym ich nieobecnością”.
Cel, któremu poświęcił całe swoje życie sprawia, że zatraca się we wszystkim, co robi. Błądzi, upokarza się, cierpi. W końcu zostaje sam. W pustym mieszkaniu. Bez żony, dzieci, pieniędzy. Pogrążony w rozpaczy. Cichej rozpaczy. Zamkniętej w piosenkach żałobnych „śpiewanych w milczeniu”. W porozbijanych słowach, solniczkach, talerzach, szklankach, foremkach. W szczelinie, która pochłonęła, zmiażdżyła i pociągnęła „wszystko, co dobre i wszystko, co złe, dzieci, marzenia, życzliwości i gniew”…
Czy uda mu się posklejać wszystko od nowa? Czy marzenia o przeszłości mogą stać się realnymi marzeniami o przyszłości? Czy Pisarz Rodzinny spełni swoją „powinność” i napisze piękną historię o miłości, która uzdrowi jego rodzinę?
„Silniejsi niż wiatr!”
Grégoire Delacourt opowiada nam cudowną i magicznie piękną historię. Wprowadza nas w świat marzeń, ambicji, przebaczenia, rodzinnej miłości, księżniczek czekających na wymarzonego księcia i aniołów, które już na zawsze pozostaną dziećmi. Samotność, zło, rozczarowanie i cierpienie otula woalem wielkiego, nieustającego rodzinnego ciepła, które przebija najtwardsze skorupy znieczulicy i rozbija kamienne serca. Ciepła, które – pomimo rozstań, chorób, śmierci i słów, które ranią – trwa ciągle. Ciepła, które pomimo największych wichrów, nadal trzyma swoich najbliższych na sznurku, nie pozwalając na to, by którekolwiek z nich odeszło za daleko…
Pisarz rodzinny to – napisany z humorem i lekką ironią, wolny od patosu, wyzywający i szczery do bólu – literacki pamiętnik, który jest zarazem wspaniałą historią rodzinną. Interesującą tym bardziej, że „perypetie Édouarda śledzimy na tle barwnej kroniki kulturalnych – muzycznych, filmowych i literackich – wydarzeń lat 70., 80. i 90” .
To książka, która na długo po przeczytaniu zaprząta myśli, nie pozwalając o sobie zapomnieć. Napisana pięknym, chociaż momentami trudnym, językiem. Magiczna. Wzruszająca. Zmuszająca do refleksji.
Książka pełna bólu, zawodowego niespełnienia, rodzinnego rozpadu, samotności wśród tłumów, upodlenia oraz tęsknoty za tym, co dawno minęło. Jednak znajdziemy w niej również (a może przede wszystkim) historie pełne humoru i wzruszeń, piękno, szczęście i prawdziwe uczucia. A wśród nich to najważniejsze – Miłość. Tę Miłość, która pisze najpiękniejsze historie.
„Zrozumiałem, że odtąd nie ma już żadnego słowa (…). Żadnego zdania. Niczego. Poza jedną rzeczą.
Miłością.
I tak się będzie kończyć moja powieść”.
*Wszystkie cytaty pochodzą z: G. Delacourt, Pisarz rodzinny, tłum. K. Umiński, wyd. Drzewo Babel, Warszawa 2012.
Ocena: 9/10
Czytam właśnie "Pisarza rodzinnego" i zupełnie nie wiem jak odnieść się do treści. Napisana jest niewątpliwie ze sporym polotem, lecz nie potrafię obdarzyć sympatią narratora i zarazem głównego bohatera tej osobliwej kroniki rodzinnej...
OdpowiedzUsuńZgadzam się, nie jest to łatwa książka. Wręcz przeciwnie... Sama początkowo miałam z nią problemy. Gwarantuję jednak, że im dalej, tym lepiej :) Z czasem zaczynamy nie tylko coraz więcej wiedzieć, ale i rozumieć... Z czasem też zaczynamy lubić głównego bohatera :D (przynajmniej ja tak miałam) :) Więc mam nadzieję, że się nie zniechęciłaś i dobrnęłaś do końca :)
Usuń