Kolejki po girlandy papieru toaletowego, „Brutal” obok „Pani Walewskiej”, rodzinna podróż maluchem do Bułgarii. Czasy, w których panie nosiły trwałą, a panowie „męski zwis”, dobrze znamy z filmów Barei albo przeżyliśmy na własnej skórze... Ale warto spojrzeć na nie w zupełnie inny sposób (...)
Moja recenzja:
22 lipca 1981 r. – rocznica Manifestu Polskiego Komitetu
Wyzwolenia Narodowego. PRL-owskie święto niepodległości. Dla ludzi żyjących w
tamtych czasach data bardzo symboliczna i bardzo ważna.
22 lipca 2011 r. – dzień, w
którym Izabela Meyza i Witold Szabłowskki przenieśli się do roku 1981.
Przenieśli dosłownie. W czasy dwugodzinnych kolejek po papier toaletowy, mięsa
kupowanego w kioskach spod lady, szarego mydła, plakatów Modern Talking
wieszanych na ścianach i wszystkiego tego, czym żyli ich rodzice, dziadkowie i
wszyscy Ci, którzy mogli tylko pomarzyć o lepszej przyszłości…
„Niech sobie postoją w kolejkach, niech im prąd kilka razy wysiądzie,
niech jobla dostają ze złości. (…) Niech kawę piją tylko plujkę, żadnej
espresso, americany ani latte. Jedzą niech to co się wtedy jadło: jak lepszy
dzień, to schabowy i kapusta zasmażana. Jak gorszy, to mortadela w panierce
albo jajko sadzone. Tłusto niech jedzą i dużo ziemniaków. I cukru jak
najwięcej, do wszystkiego. Nawet te ziemniaki niech słodzą. I niech sobie radzą”.
A jak sobie
radzą? O tym właśnie przeczytamy w książce „Nasz mały PRL…”.
Izabela Meyza (antropolog kultury
i dziennikarka) wraz z mężem Witoldem Szabłowskim (dziennikarzem) podejmują
decyzję o… powrocie do przeszłości. A dokładniej – do czasów PRL-u. Do tych
czasów, które wspominają z utęsknieniem…
Postanawiają
więc porzucić cały współczesny kapitalizm na rzecz peerelowskiej
rzeczywistości. Gromadzą rzeczy z epoki (bibeloty, książki, naczynia, sztućce,
obrazy, środki czystości, ubrania i wszystko to, czego używano 30 lat temu),
czytają wszystko na temat minionych czasów oraz rozmawiają z tymi, którzy owe
czasy pamiętają. Kiedy już posiadają niezbędne rzeczy pamiętające czasy Gierka
i wystarczającą na ich temat wiedzę, przeprowadzają się na pół roku do
mieszkania na warszawskim Ursynowie.
W bloku z
wielkiej płyty, w otoczeniu starodawnych sprzętów, salonowej meblościanki i
pralki Frani, z której żadne z nich nie potrafi korzystać, stwarzają sobie swój
mały, prywatny świat. Świat, w którym rezygnują z wszystkiego tego, co oferuje kapitalizm.
Świat sprzed 30 lat. Z telewizorem Rubin, kartkami na mięso i ubraniami
pachnącymi naftaliną. A potem?
A potem… Witold
zaczesuje się „na pożyczkę”, hoduje Wąs i kupuje Fiata 126p. Iza robi trwałą,
nosi bieliznę non-iron i szoruje podłogę starą koszulą a mała Marianka zostaje
wciśnięta w tetrową pieluchę i pozbawiona „Świnki Peppy” na rzecz własnoręcznie
robionych przytulanek ze ścinek. I tak oto otoczeni „gadżetami” z epoki,
wyzbywając się starych nawyków, próbują za wszelką cenę odtworzyć ducha lat
80tych.
Bez pralki
automatycznej, bez Internetu i telefonów komórkowych, bez szynki i kabanosów,
bez pomarańczy i podstawowych środków higieny zabierają czytelnika w
sentymentalną podróż w czasie. W podróż, w której nie tylko refleksja o
przeszłości, ale również – a może przede wszystkim – teraźniejszość, jest
ważna. Bohaterowie mierzą się z tym, co już dawno „odeszło do lamusa” i
konfrontują to z realiami współczesnego świata, ukazując tym samym, jak bardzo
zmieniły się realia polskiego życia. Realia polityczne, religijne, społeczne,
gospodarcze i kulturowe. Zmieniła się również rola mężczyzny i kobiety (przede
wszystkim!) w społeczeństwie i rodzinnej hierarchii. Zmieniło się wszystko. Tak
przynajmniej przekazują nam to autorzy… Tylko czy aby na pewno?
Z jednej strony
podziwiam ich pomysł na eksperyment, odwagę i wytrwałość podczas jego trwania.
Cieszę się również z tego, że dzięki nim mogłam chociaż na chwilę powrócić do zapachów dzieciństwa, historyjek z Kaczorem Donaldem i czarno-białej telewizji. Z drugiej zaś, mam nieodparte wrażenie, że autorzy na siłę chcą pokazać różnicę pomiędzy „starym” a „nowym”, zupełnie nie dostrzegając przy tym, że PRL w Polsce nadal ma się dobrze. Że nadal są ludzie, którzy żyją w mieszkaniach z płyty, że nadal są bloki ze wspólnymi łazienkami na korytarzach a ludzie w zakamarkach swoich mieszkań przechowują węgierskie szybkowary, szklane butelki na mleko i radzieckie igły do szycia. Zupełnie nie zauważyli, że są regiony w Polsce, w których czas zatrzymał się w miejscu, gdzie PRL-owskich przyzwyczajeń nie da się wykorzenić a "homo sovieticus" nadal żyje we współczesnych Polakach. Dlatego też nie dziwię się, że książka tak samo jak wielu ma zwolenników, tak wielu ma również przeciwników. Ludzi, którzy uważają ją za fanaberię bogatych dzieciaków i zabawę ludzi „zbyt młodych, żeby tamte czasy pamiętać i zbyt przesiąkniętych teraźniejszością, by tamte czasy móc zrozumieć”.
Cieszę się również z tego, że dzięki nim mogłam chociaż na chwilę powrócić do zapachów dzieciństwa, historyjek z Kaczorem Donaldem i czarno-białej telewizji. Z drugiej zaś, mam nieodparte wrażenie, że autorzy na siłę chcą pokazać różnicę pomiędzy „starym” a „nowym”, zupełnie nie dostrzegając przy tym, że PRL w Polsce nadal ma się dobrze. Że nadal są ludzie, którzy żyją w mieszkaniach z płyty, że nadal są bloki ze wspólnymi łazienkami na korytarzach a ludzie w zakamarkach swoich mieszkań przechowują węgierskie szybkowary, szklane butelki na mleko i radzieckie igły do szycia. Zupełnie nie zauważyli, że są regiony w Polsce, w których czas zatrzymał się w miejscu, gdzie PRL-owskich przyzwyczajeń nie da się wykorzenić a "homo sovieticus" nadal żyje we współczesnych Polakach. Dlatego też nie dziwię się, że książka tak samo jak wielu ma zwolenników, tak wielu ma również przeciwników. Ludzi, którzy uważają ją za fanaberię bogatych dzieciaków i zabawę ludzi „zbyt młodych, żeby tamte czasy pamiętać i zbyt przesiąkniętych teraźniejszością, by tamte czasy móc zrozumieć”.
Nie zmienia to
faktu, że książka fascynuje, zaciekawia oraz sprawia, że zaczynamy tęsknić i wspominać. I zupełnie nieważnym
staje się fakt, że w rozrachunku politycznym i gospodarczym były to czasy
gorsze, biedniejsze czy trudniejsze. W naszym osobistym rozrachunku wracamy do
nich z ogromnym sentymentem, nostalgią i poczuciem, że w dobie smartphonów i
wycieczek last minute jakaś piękna
część naszego życia pomału odchodzi w zapomnienie…
To miło, że
ktoś chciał do niej powrócić i ją nam przypomnieć…
„Kto nie tęskni za Związkiem Radzieckim nie
ma serca.
Kto chce jego powrotu, nie ma mózgu”
W. W. Putin
Ocena: 6/10
Za egzemplarz recenzyjny serdecznie dziękuję Arturowi G. Kamińskiemu.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz
Drogi Gościu, będzie mi niezmiernie miło, jeśli nie tylko przeczytasz to, czym chcę się z Tobą podzielić, ale również zostawisz po sobie jakiś ślad, wyrazisz opinię, podzielisz się własnymi odczuciami, zachęcisz do dyskusji.
Jeśli chcesz polecić swojego bloga, proszę, zrób to!!:), ale tylko jeden raz - tyle mi w zupełności wystarczy. Na pewno do Ciebie zajrzę. Kolejne próby autoreklamy będą usuwane.
Również SPAM oraz obraźliwe/wulgarne komentarze będę bezwzględnie kasowała.