Opis z okładki: Rosyjska Masłowska pisze o „pokoleniu pepsi, MTV i telefonów komórkowych”(...) Jej opowiadania to głos pokolenia (...). Jest w nich seks, slang, przekleństwa i... marzenie o prawdziwej miłości. To obraz szalejących dzieciaków, które wyrwały się z klatek. Nic nie jest udawane ani wydumane, dlatego czytelnicy pisali: „To wszystko jest o mnie, o moich przyjaciołach, o naszym życiu”.
"Gdy wtedy zamarzłaś, przejrzałem na oczy.
Myślałem, że chłód nas na wieki rozłączył,
I już cię nie znajdę, ani ty mnie,
Na zawsze, na amen przysypał nas śnieg..."
Długo zbierałam
się w sobie, aby napisać tę recenzję. Myślałam, że to dlatego, że wciąż i na
wszystko brakuje mi czasu… Tak chyba jednak nie było. Nawet wtedy, gdy miałam
czas, czułam, że to nie jest czas na „tę książkę”…
Kiedyś.
2004
rok. Pierwsza książka, którą zamówiłam, a dokładnie – mama zamówiła. Ja
wówczas byłam jeszcze niepełnoletnia.
Przyszła z katalogiem Świata Książki i pozwoliła mnie i siostrze wybrać po
jednej pozycji. Mój wybór padł na Daj mi!. Podejrzewam, że nigdy nie
sprawdziła, o czym ona jest… Na szczęście…
Jest!
Upragnioną, pierwszą „własnoręcznie” wybraną książkę, trzymałam po kilku dniach
w dłoniach. Zaczęłam czytać od razu...
W mig pochłaniałam kolejne opowiadania, poznawałam alkoholowo-erotyczno-przestępcze przygody rosyjskich nastolatków, żyjących w świecie rockowej muzyki i suto zakrapianych imprez. W świecie, w którym wszystko, co złe i niemoralne, uchodziło im na sucho i wyzwalało prawdziwe oblicza, by z czasem stać się ich codziennością. Pełną zabawy, braku problemów i moralnych skrupułów. Taką codziennością, jakiej nigdy nie życzylibyśmy swoim dzieciom… A jednak wtedy z wypiekami na twarzy wtapiałam się w ten literacki świat dziecięcego samoupodlenia. Nie dlatego, że chciałam się z nim identyfikować. Nie. Chyba dlatego, że już wtedy, poza tą skorupą z butelkowego szkła i krótkich spódniczek, poza zasłona dymną z rosyjskich papierosów, dostrzegałam to, co tak naprawdę kryło się w tych dziecięcych ciałach. Ciałach i duszach:
W mig pochłaniałam kolejne opowiadania, poznawałam alkoholowo-erotyczno-przestępcze przygody rosyjskich nastolatków, żyjących w świecie rockowej muzyki i suto zakrapianych imprez. W świecie, w którym wszystko, co złe i niemoralne, uchodziło im na sucho i wyzwalało prawdziwe oblicza, by z czasem stać się ich codziennością. Pełną zabawy, braku problemów i moralnych skrupułów. Taką codziennością, jakiej nigdy nie życzylibyśmy swoim dzieciom… A jednak wtedy z wypiekami na twarzy wtapiałam się w ten literacki świat dziecięcego samoupodlenia. Nie dlatego, że chciałam się z nim identyfikować. Nie. Chyba dlatego, że już wtedy, poza tą skorupą z butelkowego szkła i krótkich spódniczek, poza zasłona dymną z rosyjskich papierosów, dostrzegałam to, co tak naprawdę kryło się w tych dziecięcych ciałach. Ciałach i duszach:
"Czułam
jakąś pustkę w duszy, a właściwie nie pustkę, tylko śmietnik. Wszystko walało
się byle jak. Gdyby tak wziąć szmatę, miotłę, szufelkę i wymieść, co
niepotrzebne, a co potrzebne wyczyścić i równiuteńko poustawiać na półkach".
Pomimo całej otoczki z
nie-miłości, uzależnień, przypadkowego seksu, agresji i obojętności na innych,
w głębi duszy bohaterowie tęsknią za tym, co dobre i prawdziwe. Jest w nich
pragnienie bycia ważnym dla kogoś. Kogokolwiek. Pragnienie „normalności” życia.
Z całą jego „zwykłością” i „pospolitością”. Pragnienie spełnienia, prawdziwej
przyjaźni i miłości… Miłości, dzięki której cały świat wróci na normalne tory:
"Spojrzał
na mnie swoimi bezczelnymi oczami i pocałował. Dzieci piszczały z radochy.
Turyści pstrykali aparatami.
-
„We gotta make a change…”
Wszystko
trafiło na swoje miejsce, burdel w głowie zamienił się w porządne szufladki. Wystarczy
po prostu „nigdy nie ściemniać i nie grać na nerwach, i zawsze być w porzo…”.
Dzisiaj.
Aby
napisać tę recenzję, musiałam przeczytać książkę raz jeszcze… Tak, to chyba było
to, co nie pozwalało mi napisać jej wcześniej…
11 opowiadań. Różne historie. Ten
sam świat. Rosyjski świat nastoletniej samodestrukcji. Świat, w którym ważne
jest to, aby wrócić z dyskoteki jak najdroższym samochodem z nowopoznanym
mężczyzną oraz to, aby później znaleźć w lodówce zimne piwo na kaca…
Czy dzisiaj dostrzegam również to,
co dostrzegałam wcześniej? Czy książka pochłania mnie tak, jak robiła to przez
wiele lat?
Tak. Chociaż już nie czytam jej z
wypiekami na twarzy, nadal dostrzegam, że opowiadania Dienieżkiny to nie tylko przekleństwa,
seks, przemoc i używki, że to również poszukiwanie „lepszego świata” i
prawdziwych uczuć. Z biegiem lat zmienia się również moja percepcja. To, co
niegdyś było dla mnie światem fascynacji, dzisiaj jest głównie przestrogą, aby
w przyszłości zważać na to, co, gdzie i z kim będą robiły moje dzieci…
Mamy tutaj wszystko to, co dla
młodzieży zakazane, a więc zarazem najbardziej pociągające. Poczynając od rockowo-koncertowych
miłości, poprzez zielone potwory zjadające ludzi, po śmierć. Tę prawdziwą i tę
na czacie… Pierwsze prawdziwe miłości poprzedzone licznymi przygodami
seksualnymi. Pierwsze nadzieje na przyszłość poprzedzone masą młodzieńczych
błędów. Rockowa muzyka, która „przenikała na wylot, wypierała wszystkie myśli,
przepełniała oczy radością” [s.25], internetowe miłości i pogaduszki na Czatach, rozmowy zarówno o wojnie i więzieniu,
jak i o nowej parze jeansów i piosenkach Ashcrofta.
11 opowiadań. Różne historie. Ten
sam świat. Świat nastolatków. Z jednej strony pełen radości, elektronicznych
gadżetów, gitarowych melodii wygrywanych przy ognisku, miłosnych uniesień, szaleńczych
przygód i beztroski, z drugiej – zadający cierpienie, podcinający żyły, upadlający
i odzierający z marzeń… Prawdziwy aż do bólu…
Gdyby raz przeczytana książka
stawała się kimś bliskim dla czytelnika, ta już dawno zostałaby moim
przyjacielem. Nie zliczę, ile razy ją czytałam. Za każdym razem odkrywając w
niej coś nowego. To ona stała się moją inspiracją do tworzenia czegoś własnego
oraz do odkrywania piękna nie tylko takiego, jakie serwują nam amerykańskie
komedie romantyczne z happy endem, ale również takiego, które wrzucone w
zbrukany świat nastoletniej znieczulicy, ciągle tli się w każdym nieletnim
ciele…
"Po tych moich historiach
morze wywróciło się do góry dnem.
Ale ktoś wymyślił ląd,
I było już
Jakoś lepiej"
[s. 153]
Książkę oceniam bardzo wysoko,
gdyż – jak to się mówi – prawdziwy przyjaciel, mimo iż czasami zawodzi i
rozczarowuje, to nadal przyjaciel…
* Wszystkie cytaty pochodzą z: I. Dienieżkina, Daj mi!, Warszawa 2004.Ocena: 9+/10
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz
Drogi Gościu, będzie mi niezmiernie miło, jeśli nie tylko przeczytasz to, czym chcę się z Tobą podzielić, ale również zostawisz po sobie jakiś ślad, wyrazisz opinię, podzielisz się własnymi odczuciami, zachęcisz do dyskusji.
Jeśli chcesz polecić swojego bloga, proszę, zrób to!!:), ale tylko jeden raz - tyle mi w zupełności wystarczy. Na pewno do Ciebie zajrzę. Kolejne próby autoreklamy będą usuwane.
Również SPAM oraz obraźliwe/wulgarne komentarze będę bezwzględnie kasowała.