Opis z okładki: "Jerozolimskie morze" to opowiedziana w bezkompromisowy i daleki od ckliwości sposób historia kobiety, która nagle musi stawić czoło poważnej chorobie. Uczucie strachu, który towarzyszy temu doświadczeniu, nie jest czymś nowym w jej życiu. Wydarzenia toczące się współcześnie w Jerozolimie są przeplatane obrazami wspomnień z dzieciństwa i młodości w powojennej Polsce. (...)
Moja recenzja:
Kiedy śmierć staje się czymś więcej niż tylko odległą abstrakcją, przychodzi moment, w którym człowiek zaczyna zastanawiać się nad życiem i nad tym, czy przeżył je wystarczająco dobrze.
W takim momencie poznajemy bohaterkę najnowszej książki Violi Wein "Jerozolimskie morze". Nie znamy ani jej imienia, ani wieku, ani tego, co robi w życiu. Poznajemy za to jej przeszłość. Życie sprzed choroby. Życie, które raniło, osamotniło i rozczarowywało na każdym kroku. Życie, które zadało tyle bólu, że wiadomość o nowotworze nie robi na niej większego wrażenia…
„Mąż czeka na zewnątrz? Nie ma męża? Dzieci są? Też nie ma? Kto jest?”[s. 13]. Problem w tym, że nie ma nikogo… Nikogo, kto czeka. Nikogo, kto wspiera. Nikogo, kto kocha… Osamotniona. Bezradna. Od zawsze piętnowana za żydowskie pochodzenie. Za to pochodzenie, o którym prawdy dowiaduje się dopiero w dorosłym życiu…
Bohaterka powieści zmaga się nie tylko z rzeczywistością, ale również – a może przede wszystkim – z przeszłością. Obraz współczesnej Jerozolimy, sytuacja polityczna oraz życie bohaterki w tym kraju przeplatane są z obrazami wspomnień z dzieciństwa i młodości w powojennej Polsce – kraju, który tak bardzo kochała i który uważała za dom…
Mimo to zdecydowano za nią. Z dwoma walizkami w ręku, z pięciodolarówką, paroma zdjęciami i biletem w jedną stronę musiała z tego domu wyjechać, zostawiając za sobą obraz oddalającego się warszawskiego peronu. A wraz z nim obraz Szklarskiej Poręby, obraz cioci Zosi i cioć z kuchni, które obdarzyły ją taką miłością, jakiej nigdy nie zaznała od rodziców, obraz przyjaciół, pierwszych miłości, beztroskich wyjazdów na Mazury, obraz Sabinki i ślimaków, którzy odeszli do tego raju, w który nikt nie wierzy, że jest.
Viola Wein, tak jak i jej bohaterka, urodziła się i spędziła młodość w Polsce, po czym w wieku dwudziestukilku lat wyemigrowała do Izraela. Jerozolimskie morze to jej trzecie dzieło, w którym, tak jak i we wcześniejszych utworach, kładzie nacisk na relacje polityczno-społeczne, na tożsamościowe i emocjonalne rozterki bohaterów oraz na to, jak dzieciństwo potrafi zdeterminować późniejsze życie człowieka.
Jej proza pozbawiona jest zbędnych słów. W prostocie i zwięzłości, ukazuje życie takim, jakie jest. Bez ozdobników i niepotrzebnych myśli. Proste, zwyczajne i do bólu prawdziwe. W piękny i niezwykły sposób przedstawia historię kobiety, która dzięki swojej anonimowości, staje się symbolem każdego człowieka, który borykając się z problemami narodowościowymi, nie potrafi znaleźć swojego miejsca w świecie, każdego, który pragnie rozliczyć się z przeszłością, każdego, który codziennie walczy o lepsze jutro...
*Wszystkie cytaty pochodzą z: V. Wein, Jerozolimskie morze, Poznań 2011.Ocena: 7/10
Za egzemplarz recenzyjny serdecznie dziękuję Arturowi G. Kamińskiemu.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz
Drogi Gościu, będzie mi niezmiernie miło, jeśli nie tylko przeczytasz to, czym chcę się z Tobą podzielić, ale również zostawisz po sobie jakiś ślad, wyrazisz opinię, podzielisz się własnymi odczuciami, zachęcisz do dyskusji.
Jeśli chcesz polecić swojego bloga, proszę, zrób to!!:), ale tylko jeden raz - tyle mi w zupełności wystarczy. Na pewno do Ciebie zajrzę. Kolejne próby autoreklamy będą usuwane.
Również SPAM oraz obraźliwe/wulgarne komentarze będę bezwzględnie kasowała.