"Stąd aż do Brighton Beach" Robert Terentiew

Opis z okładki: Najtrudniejsze są takie decyzje, z których nie można się wycofać. Na przykład decyzja o emigracji w czasach dzielącej Europę „żelaznej kurtyny”. Często podejmowano ją w dramatycznych okolicznościach, bez znajomości kraju osiedlenia, lub tylko na podstawie mitu zrodzonego w izolacji od Zachodu. A potem przychodził czas zapłaty, której nikomu nie udało się uniknąć (...)

Moja recenzja:
„Piątą Aleją na Manhattanie, gdzieś na wysokości 57. Ulicy, tuż po szóstej rano i tuż przy krawężniku, w pozycji na sztorc, dość śpiesznie szedł jezdnią materac”.
Tak brzmi pierwsze zdanie powieści Roberta Terentiewa Stąd aż do Brighton Beach. I wbrew pozorom, wcale nie jest to książka fantastyczna, SF czy wykorzystująca dorobek Gombrowicza. Wręcz przeciwnie. Jest to książka ociekająca realizmem z każdej strony, pokazująca w najdrobniejszym szczególe obraz świata ludzkiego i prawdziwego… prawdziwego aż do bólu…

 Ameryka od zarania wieków roztaczała przed mieszkańcami wschodu wizje dobrobytu, wolności i permanentnego szczęścia. Kariera „od pucybuta do milionera” nęciła, a marzenia o amerykańskim raju były marzeniami milionów. Kiedy jednak stawały się rzeczywistością, okazywało się, że American Dream to często jedynie puste frazesy kończące się z nadejściem każdego nowego, szarego poranka a marzenia o dobrobycie, wolności i szczęściu gubią się gdzieś pomiędzy szukaniem lepiej płatnej pracy a kolejnym piwem wypijanym w barze na odeskim molo.
Bo emigracja, bez względu na to, czy dobrowolna czy wymuszona przez sytuację polityczną, sprawia, że wymarzona Ziemia Obiecana okazuje się dla emigranta światem, do którego trudno się przystosować. Światem, w którym lęk, samotność i wyobcowanie staje się chlebem powszednim.
Do takiego świata trafiają bohaterowie powieści Terentiewa. Piotr – główny bohater powieści, potomek rosyjskich Kozaków urodzony w Polsce, weterynarz i jeździec, Jerzy – solidarnościowy emigrant, idealista, szukający na obcej ziemi ‘własnego raju’ oraz Jasza – radziecki Żyd. Każdy z nich, w czasach dzielącej Europę „żelaznej kurtyny”, podjął decyzję o emigracji. Każdy z nich bardziej „myślał o tym, od czego wyjeżdża, niż o tym, co go spotka w przyszłości” i dlatego każdy, próbując dostosować się do nowej rzeczywistości… w tej nowej rzeczywistości przeżywa swój osobisty dramat…
Losy tych trzech – jakże różnych mężczyzn – splatają się ze sobą w Małej Odessie – dzielnicy powstałej na wybrzeżu Nowego Jorku w Bringhton Beach, zamieszkałej przez radzieckich Żydów. Miejscu o tyle specyficznym i odstraszającym rodowitych amerykanów, co pięknym i zachwycającym dla emigrantów. Z rzędami budynków, w których „na parterze mieściły się sklepy, bary i restauracje, dość zresztą paskudne”, z ławkami ustawionymi przy balustradzie od strony plaży, na których siadały „stare kobiety i robiły na drutach” a przy stolikach wystawianych obok barów „mężczyźni w spodnich na szelkach (…) grali w  szachy”. Sosnowy boardwalk odesytów, na którym odbywało się wszystko, co ważne w ich dzielnicy. Jak się okazało później… w życiu Piotra, Jerzego i Jaszy, również...
Ludzie w Małej Odessie to ludzie specyficzni. Wywali się z radzieckiej rzeczywistości, ale w tej nowej – amerykańskiej – nie próbują tworzyć żadnych więzi, nie pragną asymilacji. Przeciwnie – budują swoje własne odeskie getto, ciesząc się tym, co jest: szumem fal oceanu i swojską gastronomią zakrapianą wódką. Pięknie i beztrosko…
Czasy jednak się zmieniają. Do władzy dochodzi Gorbaczow, nadchodzi Pieriestrojka a do Małej Odessy napływają „nowi ruscy” – gangsterzy, ludzie mafii, złodzieje, handlarze i zabójcy... Odtąd nic w Odessie już nie jest takie samo…

Powieść Terentiewa od samego początku nasuwa skojarzenia ze Szczuropolakami Redlińskiego. Obie książki traktują o wschodnich emigrantach, którym przyszło zmierzyć się z amerykańska rzeczywistością. O ile jednak Redliński bombarduje nas zaoceańskimi mitami i stereotypami, z którymi stara się rozprawić, o tyle Terentiew pokazuje najzwyczajniejszą, codzienną i, co najważniejsze, jednostkową egzystencję emigrantów na nowej ziemi. Dzięki historiom pojedynczych osób, udziela czytelnikom jednej z najpiękniejszych lekcji historii. Poznajemy m.in. polską Solidarność z różnych punktów widzenia, widzimy skutki dogłębnych zmian, które dokonują się zarówno w Polsce w czasie stanu wojennego jak i tuż po nim oraz w Rosji, która musi zmierzyć się z nowym ustrojem i społeczną rewolucją. Widzimy zmiany, które odciskają się nie tylko w decyzjach społeczno-politycznych, ale – przede wszystkim – te, które odciskają piętno na ludzkiej psychice i rzutują na dalsze wybory.
Poznajemy historie bohaterów. Każdego z osobna (od narodzin, życie w ojczyźnie, przez pierwsze miłości, aż po wkraczanie w dorosłość) i wszystkich razem – od pierwszego spotkania w Ameryce, poprzez wspólne problemy, aż po dojrzewanie do prawdziwej, chociaż niezwykle trudnej, przyjaźni. Jak pisze autor: „są tacy ludzie, których lepiej nie spotykać na swojej drodze, ale są i tacy, których los, choć rzadko, wysyła nam naprzeciw w jak najlepszych intencjach". Na takiej wspólnej, emigracyjnej drodze spotkali się bohaterowie powieści Terentiewa. W innych okolicznościach, prawdopodobnie nigdy nie zamieniliby ze sobą słowa, nie mówiąc o jakiejkolwiek zażyłości. Tu jednak, w świecie, w którym samotność pośród tłumów doskwiera najbardziej, próbują wspierać się i wspólnie dostosować do nowego życia. Pragną za wszelką cenę znaleźć swoje miejsce na ziemi, w którym w końcu będą mogli zaznać prawdziwego szczęścia… 
Dla Piotra, wychowanego w Wielkopolsce, wśród pięknych pół, koni i starych dworków, obciążonego bagażem rodzinnych tradycji i dramatów, okazuje się to jednak niemożliwe. Nie potrafi odnaleźć w sobie Amerykanina, odnajduje za to w sobie Polaka, romantycznego idealistę, próbującego wskrzesić dawną tradycję. Jak skończy się jego romantyczny zryw? Musicie doczytać sami…
Ja ze swojej strony mogę powiedzieć tylko jedno: Naprawdę warto!
*Wszystkie cytaty pochodzą z: R. Terentiew, Stąd aż do Brighton Beach, Poznań 2011.

Ocena: 7/10

Za egzemplarz recenzyjny serdecznie dziękuję panu Arturowi G. Kamińskiemu.

Oficjalna recenzja dostępna na portalu Planeta Kobiet >>tutaj<<

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz

Drogi Gościu, będzie mi niezmiernie miło, jeśli nie tylko przeczytasz to, czym chcę się z Tobą podzielić, ale również zostawisz po sobie jakiś ślad, wyrazisz opinię, podzielisz się własnymi odczuciami, zachęcisz do dyskusji.

Jeśli chcesz polecić swojego bloga, proszę, zrób to!!:), ale tylko jeden raz - tyle mi w zupełności wystarczy. Na pewno do Ciebie zajrzę. Kolejne próby autoreklamy będą usuwane.

Również SPAM oraz obraźliwe/wulgarne komentarze będę bezwzględnie kasowała.