Otwieram pierwszy
lepszy portal informacyjny: Droga do Euro,
Budowa dróg, Premier w sprawie Euro, Platini
z wizytą, Smuda i jego kadra, Smuda i problemy w kadrze, Smuda i… inne
cuda. Włączam telewizor i słyszę: Wygraj
bilety na Euro!, Budujemy stadiony,
Otwarcie Narodowego i „Kup colę a staniesz się kibicem!”. Nie
zdążę wejść do sklepu, a miła pani już mi wciska biało-czerwone czapeczki,
flagi z orzełkiem i kufle do piwa z maskotko-chłopczykami… Tysiące plakatów
zalewa ulice, szkoły i biura podróży, w
radiach rozbrzmiewa „Endless summer” a sklepy prześcigają się w tworzeniu
piłkarskich wystaw… Euro, wszędzie Euro! W telewizji, Internecie, w gazetach,
na okładkach zeszytów, na piórnikach, zapałkach, szklankach, podkładkach na
stół i wcale się nie zdziwię, kiedy pewnego dnia wejdę do łazienki a Sławek i
Slavko będą uśmiechać się do mnie z papieru toaletowego. Istna paranoja! Polska
paranoja!...
Sport zawsze odgrywał w
moim życiu ogromną rolę. Wiem, po tym wstępie, trudno było się domyślić, ale
tak właśnie jest. I chyba właśnie dlatego moja początkowa radość z „Jest! Mamy
wielką SPORTOWĄ imprezę u siebie” przerodziła się w rozczarowanie „Mamy wielką
imprezę u siebie”. Niby wszystko ok, bo jest impreza, jest spektakularność,
jest powód do pokazania się światu. To wszystko jest, tylko gdzieś pomiędzy tym
wszystkim sport zszedł na drugi (jeśli nie trzeci, czwarty czy dziesiąty…)
plan. Pomiędzy autostradami, których nie ma, sklepowymi półkami uginającymi się
pod ciężarem piłkarskich gadżetów, limitowanych edycji piwa i płatków owsianych
zagubił się biedny i nie potrafi się przebić. Nie pomagają mu reklamy „Wszyscy
zostańmy kibicami”, w których wcale nie chodzi o solidarność kibicowską, ale o
solidarność konsumencką, nie pomagają afery w kadrze i kolejne wykluczenia, nie
pomagają też Ci najważniejsi w sporcie, którzy o sporcie wiedzą mniej niż
przeciętny kibic i czują się w sportowym świecie raczej jak Mucha w smole, niż
jak ryba w wodzie... A gdzie sport? Gdzie sportowa atmosfera? Wszyscy mówią o
Euro, ale czy tak naprawdę mówią o… Euro? Nie. Mówią o stadionach, o drogach, o
polityce, o ‘być albo nie być’ i o wielu innych bzdetach, którymi od wielu
miesięcy zalewają nas wszyscy i zewsząd. Każdy wie o otwarciu stadionu w
Warszawie, każdy o aferze z Azjatami i o finansach, jakie na to wszystko
zostały przeznaczone. Wszyscy się ekscytują. Każdy chce mieć bilet. A ile w tym
naprawdę jest prawdziwego kibicowania i fascynacji sportem? Jestem pewna, że gdyby
poprosić o wymienienie chociażby kilku piłkarzy z naszej kadry, to wielu z tych
„prawdziwych kibiców” miałoby niemały problem... Słabo. Niefajnie.
Rozdmuchaliśmy te ME do
granic możliwości, mówimy z dumą: „Nasza Polska Reprezentacja”, odliczamy dni
do pierwszego meczu. Nie może to dziwić, biorąc pod uwagę fakt, że od „niewiemkiedy”
piłka nożna jest naszym sportem narodowym. Jest. Czy to się komuś podoba, czy
nie... Przecież nie ważne jest to, że ostatnie wielkie osiągnięcie naszej kadry
miało miejsce 20 lat temu, nie ważne, że dzisiaj do wielkich osiągnięć zalicza
się np. towarzyski bezbramkowy mecz z Portugalią, nie ważne, że w rankingu FIFA
zajmujemy 65. miejsce, ważne… że awansowaliśmy o 10 pozycji!! i… o tym
przeczytamy następnego dnia na pierwszych stronach gazet. Ważne, że… mamy Euro!
Nasz powód do dumy! Do dumy naszej Wielkiej Reprezentacji!... Żałosne…
A przecież, tak
naprawdę , mamy dużo więcej powodów do dumy, tylko jakoś nie potrafimy (lub nie
chcemy) z nich uczynić narodowych wydarzeń. Bo kto z nas wie, że organizujemy
Mistrzostwa Europy w siatkówce w 2013 roku a rok później Mistrzostwa Świata.
Dlaczego o tym się nie mówi? Dlaczego to nie Mistrzostwa Europy w sporcie, w
którym zdobywamy niemal wszystko, a Mistrzostwa Europy w dyscyplinie, w której
nie zdobywamy od wielu lat NIC!, stają się świętem narodowym już na dwa lata
przed samą imprezą? Dlaczego na siłę próbuje się zrobić piłkę nożną sportem
narodowym? Dlaczego siatkówka, w której 5te miejsce na IO traktowane jest jak
porażka, ciągle jest w cieniu piłki nożnej? Dlaczego skoki narciarskie, piłka
ręczna, pływanie, kajakarstwo, kolarstwo czy wiele dyscyplin lekkoatletycznych
mających od lat polskich mistrzów świata, Europy czy Olimpijskich nie jest w
stanie doścignąć swoją popularnością piłki kopanej? Dlaczego? Dlatego, że to,
co jest nagłaśniane i promowane w mediach, na ulicach, z budynków rządu i –
przede wszystkim – to, na co wydaje się największe pieniądze, zawsze znajdzie
większą ilość odbiorców niż to, co gdzieś po cichu, bez wielkiego szumu i bez
wielkich nakładów finansowych, pracuje na swój sukces. Realny sukces…
Na koniec wypowiedź
naszego reprezentanta w siatkówce: „…my
pojechaliśmy do Japonii, nie wiedząc na dobrą sprawę, co dostaniemy w przypadku
sukcesu. Włosi czy Rosjanie mieli za wygranie Pucharu Świata obiecane konkretne
premie. Nam już po fakcie powiedziano, że może uda się coś dla nas załatwić”.
Dodam, że Polska wywalczyła srebrny medal… I właśnie tym się mierzy wielkość
sportu, a nie tym, ile pieniędzy wyłoży się na „budowę Polski pod Euro” i
narodową megapromocję… Ale cóż, przecież „Mamy wielką imprezę u siebie”, trzeba
się cieszyć i wierzyć w to, że sportowy duch naszej reprezentacji wzniesie się
na wyżyny i udowodni, że… było warto…
Ps. I żeby nie było... naprawdę czekam na Euro i trzymam kciuki. Nie tylko za Polskę, aby nie skompromitowała się na międzynarodowej arenie (zarówno sportowo jak i organizacyjnie), ale również za Ukrainę, aby... do Euro w ogóle doszło.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz
Drogi Gościu, będzie mi niezmiernie miło, jeśli nie tylko przeczytasz to, czym chcę się z Tobą podzielić, ale również zostawisz po sobie jakiś ślad, wyrazisz opinię, podzielisz się własnymi odczuciami, zachęcisz do dyskusji.
Jeśli chcesz polecić swojego bloga, proszę, zrób to!!:), ale tylko jeden raz - tyle mi w zupełności wystarczy. Na pewno do Ciebie zajrzę. Kolejne próby autoreklamy będą usuwane.
Również SPAM oraz obraźliwe/wulgarne komentarze będę bezwzględnie kasowała.