Opis z okładki: Ludzie i zwierzęta. Pod niebem Ałtaju, na bezkresnym stepie Mongolii Galsan Tschinag osadza swoją przejmującą i wzruszającą opowieść o podwójnej tragedii: o śmierci matki, która pozostawiła dzieci i męża, który dopiero nauczył się ją kochać; i o zrozpaczonej po utracie swojego źrebięcia klaczy, która odrzuca inne, osierocone źrebię. I ludzie, i zwierzęta, pragną, by życie wzięło górę nad śmiercią, chcą odnaleźć drogę do źródeł miłosci. "Koniec pieśni" to przejmujący krzyk w obronie ginącej kultury, którą nowoczesność pożera na naszych oczach.
Moja recenzja:
Między lasem a
rzeką, nad stromym zboczem Erik-Argy każdego dnia wschodzi słońce. To samo,
które wschodzi we wszystkich innych miejscach na świecie. To samo ale nie takie
samo. Jakby inne, spalające wszystko dookoła, naznaczone śmiercią. Słońce to w
każdym innym miejscu jest źródłem życia. W każdym innym miejscu… ale nie tutaj…
Pod niebem Ałtaju, w promieniach palącego słońca, na bezkresnych mongolskich stepach życie toczy się swoim rytmem. Od wschodu do zachodu, od wędrówki do wędrówki, od ucieczki do ucieczki… od życia po śmierć. Tę śmierć, która przychodzi z nikąd i znienacka zabiera to, co najcenniejsze. Tę śmierć, która dziesiątkuje dzieci, rodziny, jurty, auły. Tę, która kobyłom odbiera cielęta a cielętom matki. Tę, która spowija górskie stoki i kładzie cień na stada jaków, pola, drogi. Tę, która sprawiła, że „również ziemia i niebo zamarły, nawet las, co się zazielenił, nawet rzeka, co płynęła, nawet wiatr, co dął”. Tę, która roślinom nie pozwala wzrosnąć a ziemi wydać dorodnych owoców.
Pod tym
niebem, w tych promieniach słońca Galman Tschinag osadza swoją opowieść.
Opowieść o „ludziach stąd”, o ginącej kulturze, tradycji, rodzinie, ojczyźnie.
O nim samym. O tym, co umiera i o tym, co zostaje i rodzi się na nowo. O bólu,
o tragedii, o cierpieniu i o niemym krzyku, który odbija się głuchym echem od
górskich szczytów…
Opowiada
historię Szuumura, Tuwińczyka, który po śmierci swojej żony pozostał sam z
czwórką dzieci. Osamotniony, z dala od innych ludzi rozbija swoją jurtę na
zboczach Erik-Argi. To tutaj pragnie żyć na nowo, odnaleźć swoje miejsce. Po
latach nieszczęść jakie spadły na jego rodzinę (śmierć 8-ga z 11-ga dzieci,
śmierć żony, zaginięcie brata), po kazachskich,
rosyjskich, chińskich najazdach i grabieżach, po miesiącach ucieczek,
wojen, przesiedleń i wędrówek pragnie w końcu zaznać spokoju. Dla siebie i
swojej rodziny. Kiedy w końcu wydaje mu się, że go odnalazł, pojawia się
Gulundżaa – wspomnienie z przeszłości. Ktoś o kim, Szuumura chciał zapomnieć.
Ktoś, kto ponownie obudzi w nim śpiącego dotąd Demona i wywróci jego życie do
gry nogami. W tej sytuacji Szuumura decyduje się na kolejną ucieczkę. Na
ponowne poszukiwania „swojego miejsca”. Czy mu się to uda? Czy jego kręta i
ciężka droga „podobna do rany, do zmarszczki wyżłobionej przez życie” w
końcu doprowadzi go do upragnionego szczęścia?
Koniec pieśni to przejmująca opowieść o
pragnieniach. O pragnieniu życia. Pragnieniu ludzi i zwierząt, aby to w końcu ono„wzięło górę nad śmiercią”. O
pragnieniu miłości – tej matczynej i tej, między kobietą a mężczyzną. Miłości,
która raz rozpalona, czeka na tę drugą bez względu na wszystko. O pragnieniu
przetrwania – tego namacalnego (przetrwania własnej ojczyzny, kultury, tradycji,
języka), które dało życie, wykarmiło,
wychowało, a które na naszych oczach ginie bezpowrotnie pożerane przez
cywilizację oraz o pragnieniu przetrwania obecnego w opowieściach, historiach i
legendach. Legendach o Tuwińczykach i Urianchajach, którzy gdzieś pośród
nowoczesnych bloków, bieżącej wody i ulicznych tłumów żyją nadal w swoich
miejskich „jurtach” i którzy nadal czują znad Ałtaju powiew wiatru na twarzy a
wraz z nim niosące się na wszystkie strony świata górskie echo, w którym zawarta
jest przejmując pieśń rozpaczy i tęsknoty…
„Nastąpiło umieranie. Ale to umieranie
jednocześnie rodziło życie.
Tyle, że już zupełnie inne życie”…
Tyle, że już zupełnie inne życie”…
Książkę bardzo
szczerze polecam. Nie dlatego, że jest krótka (145 stron tekstu) i szybko się ją
czyta, ani dlatego, że jako recenzentce wydawnictwa Drzewo Babel nie wypada mi
jej nie polecić:), ale dlatego, że jest to przepiękna książka o pragnieniu
życia, szczęścia i miłości. Książka, która pozwala zastanowić się nad tym, jak
wiele mamy a jak bardzo nie potrafimy tego docenić. I, przede wszystkim, jest
to książka, która zmusza do zatrzymania się na chwilę i zdania sobie sprawy z
tego, że gdzieś tam obok nas, pośród bezimiennych tłumów, żyją Ci, którzy
pamiętają. Pamiętają swoje wielopokoleniowe rodziny, skąpane w słońcu bezkresne
stepy, swoje dzieciństwo pośród wędrownych ludów Mongolii, pierwsze wypasy
owiec, dojenie kóz przy dźwiękach rodzimych pieśni i smak świeżougotowanej
herbaty wypijanej po powrocie z polowania. Że gdzieś tam pośród nas żyją Ci,
którzy bezpowrotnie utracili swoją ojczyznę i mimo iż dla nich mongolska pieśń
już dawno się skończyła, to w swoich sercach słyszą ją nadal…
*Wszystkie cytaty pochodzą z: Koniec
pieśni, G. Tschinag, Tłum. D. Muszer, Wyd. Drzewo Babel, Warszawa 2008.
Ocena: 7/10
Ocena: 7/10
Dawno nie czytałam nic o tej tematyce, brzmi interesująco :)
OdpowiedzUsuńPrzejmująca recenzja i przejmująca musi byc książka, poszukam na pewno, pozdrawiam:)
OdpowiedzUsuń