Zdjęcia z galerii prywatnej (1. Polska-Francja, 2. Polska-Turcja, 3. Polska-Brazylia) |
Kiedy ktoś pyta mnie, czym jest dla mnie siatkówka, nie mam przed oczami Skry
podnoszącej puchar MP po raz kolejny ani Resovii go jej odbierającej. Nie mam
przed oczami widoku tysiąca fanek krzyczących wyznania miłosne za Bartkiem
Kurkiem po meczach Ligi Światowej ani widoku medali zdobytych przez
naszą kadrę w ostatnich latach. Mam przed oczami mecz Mostostalu ze swoim
największym rywalem Galaxią nagrany na kasetę VHS i oglądany później kilkanaście
razy z rzędu. Mam przed oczami Roberta Szczerbaniuka zmierzającego na zagrywkę,
wycierającego czoło, śliniącego palce i nokautującego przeciwnika kolejnym
asem. Mam przed oczami zeszyt z drużynami, nazwiskami, pozycjami, wzrostem i zasięgiem graczy, z narysowanym odręcznie planem boiska, strefami, pozycjami zawodników i zasadami, których uczyłam się ze słów komentatorów. Mam przed oczami kolorowe fryzury Marcina Prusa i cotygodniową gazetę z programem telewizyjnym, w
której największym szczęściem było odnalezienie zdjęcia Dawida Murka przy
opisie transmisji meczów ligowych na TV4.
Moja przygoda z siatkówką zaczęła się wiele lat temu. Kiedy dokładnie? Nie pamiętam. Wiem natomiast, że mecze finałowe PLS (do tej pory ubolewam nad zmianą nazwy ligi) w sezonie 2000/2001 pomiędzy Mostostalem a Częstochową oglądałam już z wypiekami na twarzy, kibicując kędzierzyńskiej drużynie (moja miłość nie uległa zmianie i to dla kędzierzyńskiej ZAKSY nadal bije moje serce). Pamiętam pierwszy mecz (wygrany przez Mostostal), na którym po raz pierwszy wybierano najlepszego gracza meczu - tak została zapoczątkowana tradycja wyboru MVP - i te za duże żółte bluzy, które dawano w nagrodę:) Pamiętam jak cieszyłam się z tego, że nagrodę odebrał Benek Szczerbaniuk, który już wtedy był moim sportowym idolem. Siatkarzem genialnym. Zresztą do dzisiaj jest jednym z moich ulubionych siatkarzy (jakkolwiek to brzmi), mimo iż dzisiaj tak bardzo zapomnianym...
Dobrze żyło mi
się bez tej dzisiejszej świadomości „wszystkiego”. Dobrze żyło mi się bez
świadomości, że dzisiaj to pieniądz rządzi siatkówką. Tą siatkówką, która
pozwala na zamknięcia ligi. Tą, która pozwala na wykupowanie w niej miejsc. Że
to sponsorzy mają największy wpływ na to, czy drużyna będzie liczyła się w
rozgrywkach (z przykrością patrzyłam chociażby na to, co stało się z
ubiegłoroczną Delectą). Dobrze żyło mi się bez tej pozasportowej otoczki, bez
przepisów układanych bezpośrednio pod gospodarzy imprez i gratyfikujących
przegranych, bez świadomości o przekazywaniu ogromnej puli biletów sponsorom i
"przyjaciołom" siatkówki, które to ostatecznie skutkuje pustymi
miejscami na halach, które chętnie zapełniliby prawdziwi
kibice. Dobrze żyło mi się bez wiedzy o tym wszystkim. Dobrze żyło mi się samą
siatkówką...
Dzisiaj, mimo
iż tak wiele się zmieniło, moja miłość nie osłabła. Nie jest już to ta sama
siatkówka, którą żyłam 12 lat temu. Nie jest to już nawet ta siatkówka z
2006 roku, która w polskich koszulkach z nr 16 stawała na drugim stopniu podium
MŚ. Tamtą wspominam z ogromnym sentymentem. Tę – kocham na nowo:)
Kocham za emocje, które nie tylko nie zmieniły się przez te wszystkie lata, ale dzisiaj - kiedy widzi się pełne hale, tłumy dopingujących kibiców i wspaniałe oprawy meczowe - emocje te są jeszcze większe i silniejsze. Nie żeby kiedyś tego nie było. Było. Oczywiście. Dzisiaj jednak widzimy, jak przez te lata polska siatkówka przybrała na sile. Zainteresowanie nią jest ogromne (nie tylko reprezentacją), atmosfera na trybunach wspaniała, organizacja i zaplecze techniczno-medialne na najwyższym poziomie, a oprawy meczowe to już nie tylko czysto sportowe emocje, ale także przepiękny spektakl porywający miliony serc na całym świecie. Nie tylko tych bijących na biało-czerwono. Jeśli do tego dodamy naszych sportowców, którzy za to wszystko dziękują nam kolejnymi medalami, sukcesami i wspaniałymi emocjami, to... jak tu nie kochać tej królowej sportu drużynowego?
Kocham za emocje, które nie tylko nie zmieniły się przez te wszystkie lata, ale dzisiaj - kiedy widzi się pełne hale, tłumy dopingujących kibiców i wspaniałe oprawy meczowe - emocje te są jeszcze większe i silniejsze. Nie żeby kiedyś tego nie było. Było. Oczywiście. Dzisiaj jednak widzimy, jak przez te lata polska siatkówka przybrała na sile. Zainteresowanie nią jest ogromne (nie tylko reprezentacją), atmosfera na trybunach wspaniała, organizacja i zaplecze techniczno-medialne na najwyższym poziomie, a oprawy meczowe to już nie tylko czysto sportowe emocje, ale także przepiękny spektakl porywający miliony serc na całym świecie. Nie tylko tych bijących na biało-czerwono. Jeśli do tego dodamy naszych sportowców, którzy za to wszystko dziękują nam kolejnymi medalami, sukcesami i wspaniałymi emocjami, to... jak tu nie kochać tej królowej sportu drużynowego?
Kiedyś. Kiedyś mając z 16-17 lat zrobiłam listę marzeń. Na pierwszym miejscu widniał wpis: Zobaczyć na żywo mecz Polska - Brazylia w siatkówce mężczyzn w katowickim Spodku.
Lista marzeń, jak to z listą marzeń bywa, nadal taką pozostała:) Z tym wyjątkiem, że to pierwsze i najważniejsze po wielu latach... spełniło się. Wyczekane cieszy bardziej.
Dzisiaj. Nie wiem, jak żyłam bez siatkarskich emocji na żywo. Bez czekania aż ruszy sprzedaż biletów i logowania się po tysiąckroć po to, aby już na pół roku przed meczem kupić wejściówkę. Nie wiem, jak żyłam bez podróżowania po całej Polsce - od Katowic po Sopot i Gdańsk - ze świadomością, że za chwilę (czyt. za kilkaset kilometrów:)) ponownie zobaczę naszych chłopaków na żywo, ponownie podniosę szalik do góry, kiedy zabrzmią pierwsze takty Mazurka Dąbrowskiego, ponownie z kilkutysięcznym tłumem będę cieszyć się, kiedy akcja zakończy się sukcesem i śpiewać Pieśń o Małym rycerzu, kiedy nie będzie tak dobrze, jak być powinno.
Dzisiaj. Nie wiem, jak żyłam bez siatkarskich emocji na żywo. Bez czekania aż ruszy sprzedaż biletów i logowania się po tysiąckroć po to, aby już na pół roku przed meczem kupić wejściówkę. Nie wiem, jak żyłam bez podróżowania po całej Polsce - od Katowic po Sopot i Gdańsk - ze świadomością, że za chwilę (czyt. za kilkaset kilometrów:)) ponownie zobaczę naszych chłopaków na żywo, ponownie podniosę szalik do góry, kiedy zabrzmią pierwsze takty Mazurka Dąbrowskiego, ponownie z kilkutysięcznym tłumem będę cieszyć się, kiedy akcja zakończy się sukcesem i śpiewać Pieśń o Małym rycerzu, kiedy nie będzie tak dobrze, jak być powinno.
Nie wiem, jak kiedyś żyłam bez tych wyjazdów, spotkań, zdjęć, autografów, rozmów, sportowej atmosfery pod halami, wspólnych śpiewów, malowania twarzy, bez kibiców tworzących wielką siatkarską rodzinę. Nie wiem jak żyłam bez widoku morza biało-czerwonych koszulek, szalików i flag poruszanych w rytm siatkarskich przyśpiewek, bez zapachu hali, która z każdą kolejną minutą zapełnia się coraz bardziej, bez dźwięku trąbek, które rozbrzmiewają pomimo tego, że nie powinny i smaku wygazowanych napojów, od których przy wejściu zabrano nakrętki. Nie wiem jak żyłam bez tej atmosfery, której przez szklany ekran nie można w żaden sposób oddać.
Coś, co kiedyś było tylko marzeniem. Czymś odległym, nieosiągalnym, widzianym przez ekran telewizora, dzisiaj jest częścią mojej codzienności, mojego życia, mojego świata. Świata widzianego przez biało-czerwone okulary. Świata pełnego Pasji, Emocji, Miłości i Dumy.
Zobacz również:
Coś, co kiedyś było tylko marzeniem. Czymś odległym, nieosiągalnym, widzianym przez ekran telewizora, dzisiaj jest częścią mojej codzienności, mojego życia, mojego świata. Świata widzianego przez biało-czerwone okulary. Świata pełnego Pasji, Emocji, Miłości i Dumy.
Zobacz również:
Mam kilka szalonych koleżanek, które za swoimi drużynami jeżdżą po całej Polsce (kim jest Alek??? zawsze chciałam o to zapytać). Ja siatkówkę oglądam raczej okazjonalnie. Wolę jednak inne dyscypliny. Ale uważam, że to właśnie siatkówka powinna być w Polsce sportem narodowym. W ogóle nie rozumiem na jakiej podstawie jest nim ciągle piłka nożna :)
OdpowiedzUsuńJa niestety nie mam aż tyle czasu ani pieniędzy, aby co weekend jeździć na mecze ligowe, chociaż przyznam, że chciałabym, gdybym miała ku temu możliwości :)
UsuńRównież nie rozumiem fenomenu piłki nożnej w naszym kraju i również uważam, że to siatkówka (ew. piłka ręczna) powinna być naszym sportem narodowym:)
Alek Akhrem (a właściwie teraz to Olieg Achrem) - przyjmujący Asseco Resovii Rzeszów (obecnego Mistrza Polski,), kapitan drużyny. Jest białorusinem, ale już kilka lat temu otrzymał polskie obywatelstwo, na stałe mieszka w Polsce, ma żonę Polkę i dwóch synów. Nie powiem, przystojny facet a i siatkarz bardzo dobry :) :)
To teraz będę mogła przed nimi zabłysnąć i powiedzieć: "dziewczyny, wiem kim jest Alek... ale nie umiem wymówić jego nazwiska" ;)))
UsuńHahahaha:) Z wymową jego nazwiska są lekkie problemy :) Jedni wymawiają "po staremu" Akrem, inni już Achrem. Według mnie dzisiaj powinno się wymawiać właśnie Achrem, jednak w rzeczywistości (słuchając dziennikarzy/komentatorów/kibiców i in.)... każdy wymawia jak chce :)
UsuńKomentatorzy wszystkich dyscyplin świata mają chyba to do siebie, że z nazwiskami robią co chcą ;))
UsuńDokładnie:)
UsuńSzaleństwo :) przeczytałam Twój tekst z uśmiechem :) życzę wielu wspaniałych wyjazdów, meczów, emocji :):):)
OdpowiedzUsuńPięknie dziękuję:):) Szczególnie w tym roku, kiedy ze względu na MŚ rozgrywane u nas, mamy tyle ważnych meczów w Polsce:) Już nie mogę się doczekać pierwszych wyjazdów:)
UsuńW LO grałam ciągle w siatkę, ale było cudownie...
OdpowiedzUsuńNie dziwię się:) :)
Usuń