Kolejny sukces...

KOLEJNY sukces…
   Do srebrnego medalu Mistrzostw Świata, do Mistrzostwa Europy z 2009 i brązowego medalu Mistrzostw Europy z 2011 roku, do srebrnego medalu Pucharu Świata i brązowego zeszłorocznej Ligi Światowej dokładamy złoto tegorocznej światówki. Jeśli jeszcze dodać do tego historyczne złoto Igrzysk Olimpijskich, to robi się pokaźna kolekcja. A wierzę, że 12 sierpnia powiększy się ona o kolejny krążek.

   W wielkim stylu wygrywamy 14 z 16 rozegranych meczy: 10/12 w fazie interkontynentalnej oraz 4/4 w Sofii (w fazie finałowej). Czterokrotnie pokonujemy Mistrzów Świata – Brazylijczyków, do zera ogrywamy wicemistrzów świata – Kubańczyków, do zera wygrywamy w półfinale z gospodarzami imprezy – Bułgarami, do zera wygrywamy w finale z Mistrzami Olimpijskimi – Stanami Zjednoczonymi – i wracamy do Polski ze złotymi medalami na szyi oraz z awansem na trzecie miejsce w rankingu FIVB.
   Czwarta z kolei impreza i czwarty medal. Tak, mamy drużynę marzeń! Stwierdzam to stanowczo i bez wahania. No może z jednym małym zawahaniem, bo… nadal jestem zdania, że brakuje w niej Patryka Czarnowskiego i Michała Bąkiewicza, ale głęboko wierzę (a nawet wiem), że jeśli tylko Patryk upora się z kłopotami zdrowotnymi, do reprezentacji wróci i jeszcze nie raz go w niej zobaczymy. Poza tym jest idealnie :)
   Czegoż chcieć więcej? :) No chyba tylko tego, aby za miesiąc w Londynie nasi siatkarze powtórzyli sukces z Montrealu.

W cieniu Euro…
   Dzisiaj gazety i portale internetowe prześcigają się w wymyślaniu najlepszych siatkarskich tytułów. Siatkarze zapraszani są na telewizyjne wywiady i ‘premierowskie’ kolacyjki. Od niedzieli połowa ludzi na Facebooku wstawia linki i komentuje zdjęcia, zachwycając się grą naszych Reprezentantów. Od niedzieli nagle wszyscy zapomnieli o Euro a przypomnieli sobie o tym, że w naszym kraju jest jeszcze jakiś inny sport poza piłką nożną… A dokładnie przypominała im o tym jedna z telewizyjnych stacji, która łaskawie wytransmitowała półfinałowy i finałowy mecz Ligi Światowej 2012, bo gdyby nie ona, to zdecydowanej większości tych osób nie przyszłoby do głowy obejrzenie tych meczy…

   Liga światowa 2012. To właśnie o niej mowa. Któż wiedział o niej jeszcze miesiąc temu? Któż zachwycał się wspaniałą grą naszych siatkarzy, kiedy ME w piłce nożnej rozkręcały się w najlepsze? Czy ktokolwiek wtedy dla naszych siatkarzy wywieszał flagi na domach i samochodach?...
A teraz nagle wszyscy stają się wielkimi kibicami piłki siatkowej…
  
W cieniu Światówki…
   A ja nie żałuję, że piłkarskie Euro prawie w ogóle mnie nie obeszło i to ono było moim „drugim planem”. Nie żałuję, że zamiast pierwszego meczu Polski z Grecją oglądałam (wygrany!) mecz siatkarzy w fazie grupowej. Nie żałuję, że nie widziałam bramki Lewandowskiego na żywo a dopiero w youtubowych powtórkach. Nie żałuję, że kiedy wszyscy żyli Euro, ja jechałam całą noc na drugi koniec Polski, aby zobaczyć na żywo, jak nasi siatkarze po raz kolejny pokonują mistrzów świata. Nie żałuję nieprzespanych nocy, kiedy rozgrywali turniej w Toronto. Nie żałuję, że kiedy wszyscy opłakiwali przegrany mecz z Czechami i ściągali euroflagi, ja skakałam z radości, kiedy dzień później siatkarze wygrywali najważniejszy mecz tegorocznej ligi, zapewniając sobie bezpośredni awans do final six

Myślą wstecz…
   Widząc radość naszych siatkarzy po ostatniej zagrywce Stanleya cofam się automatycznie do wszystkich tych chwil, kiedy to cieszyliśmy się z wielkich wygranych i ogromnych sukcesów. Mam w pamięci pamiętny mecz z Rosją w 2006 roku na mistrzostwach świata z kapitalnym wejściem Grzesia Szymańskiego i Piotra Gruszki. Mam w pamięci kontuzję Piotra Gacka i fenomenalną zmianę Michała Bąkiewicza na nietypowej dla niego pozycji Libero w meczu z Brazylią. Mam w pamięci mecz z Bułgarią, którym wywalczyliśmy sobie awans do finału i wicemistrzostwo. Mam w pamięci mecze na ME i ostatni mecz z Francją wygrany 3:1, po którym mogliśmy cieszyć z pierwszego w historii mistrzowskiego tytułu. Pamiętam ten odkryty autobus na ulicach Warszawy i to, jak cudownie witaliśmy naszych mistrzów na Placu Defilad. Mam w pamięci zeszłoroczne imprezy: Ligę Światową ze wspaniałym, wygranym meczem z Argentyną, wywalczonym brązowym medalem i wspaniałym atmosferą gdańskiej Ergo Areny; fenomenalną walkę naszych chłopaków podczas morderczego Pucharu świata w Japonii, w którym to w ciągu 14 dni rozegraliśmy 11 meczy i z którego przywieźliśmy srebrny medal oraz Mistrzostwa Europy, na które nie jechaliśmy w roli faworytów do medali, a w których – pomimo wielu problemów – po przepięknym meczu z Rosją, medal wywalczyliśmy.  Do dzisiaj mam przed oczami pamiętne akcje: atak Kurka z piłki sytuacyjnej oraz atak Kubiaka z drugiej linii i słowa Tomasza Swędrowskiego: „Kubiak! Kubiak! My tego nie przegramy!!”. I nie przegraliśmy... 
   Od niedzieli mam kolejne wspaniałe wspomnienia z kolejnej wielkiej imprezy. I mogę powtórzyć za Jerzym Mielewskim, że cieszę się, iż urodziłam się w tych, a nie w innych czasach, bo dzięki temu mogę być świadkiem takich wspaniałych wydarzeń.

Nie tylko w kadrze…
   Musimy pamiętać również o tym, że Polska siatkówka to nie tylko kadra i nie tylko reprezentacyjne sukcesy. Polska PlusLiga jest przecież jedną z najlepszych lig europejskich. Potwierdzają to m. in. sukcesy, jakie odnoszą na arenach międzynarodowych nasze kluby: chociażby zeszłoroczne 2. miejsce w Lidze Mistrzów Skry Bełchatów, klubowe wicemistrzostwo świata Jastrzębskiego Węgla, drugie miejsce w Pucharze CEV Asseco Resovii Rzeszów czy polski finał Pucharu Challenge. Dorzucając do tego coroczną obecność kilku polskich zespołów w Lidze Mistrzów (w tym sezonie 3 zespoły) możemy śmiało stwierdzić, że… polscy kibice siatkówki mają wiele powodów do zadowolenia :)

To nie tak…
   To nie tak, że nie kibicowałam naszym piłkarzom na Euro i to nie tak, że nie cieszyłabym się, gdyby coś osiągnęli. Jednak ja – w przeciwieństwie do innych – nie podzielałam tego hurraoptymizmu już na kilkanaście miesięcy przed samą imprezą. Co więcej – o ile początkowo cieszyłam się, że mamy sportową imprezę w Polsce, o tyle później zaczął mnie irytować cały ten ogromny (głównie medialny i marketingowy) szum wokół Euro i piłkarskiej reprezentacji, tak, że już przed pierwszym gwizdkiem byli narodowymi bohaterami… Aż boję się pomyśleć co by było, gdyby wyszli z grupy. Jestem pewna, że wtedy za 20 lat nasze dzieci słyszałyby o „legendach polskiej piłki nożnej”…

   To też nie tak, że nie lubię piłki kopanej. Sama kiedyś grałam w UKS-ie „Iskra”, jeździłam na piłkarskie zawody, przywożąc medale i puchary i mimo iż nie interesuję się piłką na co dzień, wiem, co się w niej dzieje i naprawdę cieszę się – jako kibic sportowy, nie piłkarski – kiedy coś osiągamy. A raczej, cieszyłabym się, gdybyśmy coś osiągali… A od lat nie osiągamy nic… Mimo to Polacy nadal bardziej cieszą się ze zremisowania towarzyskiego meczu piłkarskiego niż z sukcesów Polaków w innych dyscyplinach. A tych mamy wiele. Chociażby w sportach żużlowych, w boksie, sportach wodnych, lekkoatletyce, kolarstwie, tenisie, skokach narciarskich, sportach zimowych czy właśnie w siatkówce. To w tych dyscyplinach mamy mistrzów olimpijskich, mistrzów świata i Europy (nie raz wielokrotnych). To w tych dyscyplinach odnosimy sukcesy, wygrywamy mecze, zawody, puchary, turnieje. Niestety, co by inni nie robili, czego by nie osiągali i czego by nie dokonywali, sportem narodowym nadal będzie sport targany aferami, korupcjami, zamieszkami na stadionach i póki co, przynoszący więcej rozczarowań niż radości…

 Rozmawia dwóch kibiców piłkarskich:
- Ty, słyszałeś, że chcą na cześć Małysza zrobić skoki narciarskie sportem narodowych? (śmiech)
- Coo?? Sportem narodowym w Polsce ma być sport, który uprawia 0,0000001% Polaków?? Chyba żartujesz! (gromki śmiech obu kibiców)
(Głos starszego pana słyszącego rozmowę): - Tylko, że te 0,0000001% Polaków przez jeden rok wygrało i zdobyło więcej niż piłkarze przez 20 lat…

 Smutne... Prawdziwe…
   Jakże prawdziwe jest to, że chociaż odchodzą wielcy sportowcy, ciągle mamy godnych następców, np. Kamil Stoch w skokach (swoją drogą, kiedy zobaczyłam go na żywo pomyślałam sobie „O kurcze, jaki on malutki” :)), następcy lekkoatletów, pływaków czy coraz młodsze pokolenia siatkarzy, tylko jakoś w tej nieszczęsnej piłce nie możemy znaleźć następców „Orłów Górskiego”. A szkoda…
Jak widać, nikomu to jednak nie przeszkadza w ich uwielbianiu, wynoszeniu pod niebiosa i… niebotycznym finansowym wynagradzaniu „za nic”.

   A to, już nie moja bajka. To nie mój sport i wyobrażenie o nim. Mój sport to Leszek Blanik, który za mistrzostwo olimpijskie dostaje 60 tys. zł a pytany o to, czy nie ma żalu, że w porównaniu do piłkarzy są to grosze, odpowiada: „Może nie jestem od nich bogatszy, ale na pewno szczęśliwszy”(sportowo). Mój sport to Łukasz Kadziewicz, który po rozegraniu sezonu we włoskiej lidze i nie otrzymawszy 150 tys. euro wynagrodzenia, mówi: „Ale to nie jest ważne”. Mój sport to siatkarze, którzy jadąc na Puchar Świata nie mieli pewności, czy w przypadku jakiegokolwiek sukcesu związkowi uda się „wykombinować” dla nich jakiekolwiek wynagrodzenie a mimo to wkładają w turniej całe serce i wracają ze srebrnym medalem nie otrzymując za to żadnej zapłaty. Mój sport to… to na pewno nie piłka nożna, ta, w której reprezentacja za NIEwygranie żadnego meczu i NIEwyjście z najsłabszej grupy otrzymuje setki tysięcy złotych "nagrody" i dodatkowo robi aferę o zbyt małą liczbę biletów dla rodziny...
   Mój sport to nie sportowcy, o których jest głośno tylko dlatego, że lansują się w telewizji i są twarzami reklam (chociaż przyznam szczerze, że na reklamę Monte z Bartkiem Kurkiem czekam:) podobno od wczoraj puszczana jest już w telewizji, ale jeszcze jej nie widziałam i nie wiem, czy to prawda) a Ci, którzy poza całym tym medialnym i marketingowym szumem ciężko i po cichu pracują na swój sukces, by mogło być o nich głośno wtedy, kiedy go w końcu osiągną.

PS. Żeby było chociaż trochę literacko, to napiszę, że… mam nadzieję, że ktoś kiedyś w końcu napisze wspaniałą książkę o równie wspaniałej historii polskiej siatkówki i naszych siatkarzach, a wtedy… na pewno ją zrecenzuję :) Mam nadzieję, że będzie w niej rozdział pod tytułem „Olimpijskie złoto. Londyn 2012” :) Głęboko w to wierzę i trzymam z całej siły kciuki za naszych wspaniałych chłopaków! 

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz

Drogi Gościu, będzie mi niezmiernie miło, jeśli nie tylko przeczytasz to, czym chcę się z Tobą podzielić, ale również zostawisz po sobie jakiś ślad, wyrazisz opinię, podzielisz się własnymi odczuciami, zachęcisz do dyskusji.

Jeśli chcesz polecić swojego bloga, proszę, zrób to!!:), ale tylko jeden raz - tyle mi w zupełności wystarczy. Na pewno do Ciebie zajrzę. Kolejne próby autoreklamy będą usuwane.

Również SPAM oraz obraźliwe/wulgarne komentarze będę bezwzględnie kasowała.