Opis z okładki: Jocelyne Guerbette, właścicielka pasmanterii w mieście Arras, wypełnia na chybił trafił los na loterii. I nagle pieniądze spadają - jak manna z nieba. I Jocelyne zaczyna sporządzać listy. Listę swoich potrzeb. Listę swoich zachcianek. Listę swoich szaleństw. Ale każda wygrana ma swoją cenę. Rząd przypadkowych cyfr przypomina, że równowaga w życiu jest czymś niezwykle delikatnym.
Moja recenzja:
A gdyby tak pewnego dnia móc spełnić sny, marzenia, miłości dawne. Dryfować pośród chmur. Tak nierealnych…
A gdyby tak…
A gdyby tak wygrać 18 milionów?...
Maleńka pasmanteria w Arrasie i Ona. Jocelyne. Kobieta po przejściach z figurą daleką od uwielbień i męskich westchnień. Matka, córka, żona. Niedoceniana. Szara. Znudzona życiem. Tym życiem, które dawno sobie wymarzyła, a które rozczarowało, nie spełniło oczekiwań, raniło.
Nie było magicznych pocałunków klasowych przystojniaków. Nie było westchnień szeptanych do ucha ani wzroku odwracanego na ulicy. Nie było dzieci, które są tuż obok lub dzwonią do domu z każdą nowiną ani męża, który dostrzegałby w niej piękno sprzed lat.
Był za to mąż, który obwiniał ją o śmierć córki. Dzieci, które żyły swoim życiem i przyjeżdżały jedynie na święta. Ojciec, którego traciła co sześć minut i matka, którą straciła raz na zawsze.
Była pasmanteria, która nie przynosiła zysków. Były marzenia, które dawno rozpłynęły się w codzienności. Były nieodkryte pragnienia roztrzaskane o monotonię życia i… krzyk. Ten, który od chwili plamy na chodniku, wciąż żyje wewnątrz…
I nagle, w jednej chwili, nadchodzi szansa, aby to całe paskudne życie zmienić, wyrzucić do kosza, zacząć od nowa. Lepiej. Szczęśliwiej. Inaczej.
Tylko, czy aby na pewno? Czy pieniądze, które niespodziewanie wygrywa Jo, są tym, czego od życia pragnęła? Czy pozwolą na realizację jej zachcianek i snów?...
Jeden czek. 18 milionów. Spełnienie marzeń. W jednej chwili to, co dla Jo od zawsze było niemożliwe, staje się możliwym, odległe – bliskim a nierealne – realnym. Odbiera więc wygraną, robi listę swoich zachcianek i… składając czek na osiem, chowa go głęboko, w bucie, na dnie szafy…
Nie chce wiedzieć, co da jej ta wygrana i jak mogłaby zmienić jej życie. Jaki stałby się świat? Czy lepszy, piękniejszy, bardziej dostępny? Czy ona nadal byłaby taka sama? A jej bliscy? Czy nadal kochaliby ją za poranne śniadania, dotyk dłoni i lekkie uśmiechy, kiedy podnosi wzrok znad książki? Jo nie chce wiedzieć. Boi się, że inni zaczną ją zauważać tylko dlatego, że nosi markowe ciuchy, że dzieci tylko z powodu pieniędzy zaczną przyjeżdżać częściej a mąż będzie z nią dla nowego Porsche Cayenne i kolekcji Bondów. Nikomu więc nic nie mówi i postanawia nadal żyć tak, jakby nic się nie stało. Okazuje się jednak, że wcale nie jest to takie proste, jakby mogło się wydawać, bo przecież… stało się.
A stało się przede wszystkim to, że Jo w tej chwili, kiedy może wszystko zmienić, uświadamia sobie, że nie chce zmieniać nic. Że życie, które tyle czasu obwiniała o niezrealizowanie jej młodzieńczych marzeń, okazało się piękne i szczęśliwe. Kochała je takim, jakie było. Zwykłym i szarym. Kochała to życie, które przez lata zbudowała z mężem. Ich „skromny, wygodny, przyjazny dom”, wspólne „marzenia o kolejnych wiosnach” i to, jak zwyczajne rzeczy nabierały piękna w ich oczach. Kochała swoje dzieci, które były dla nich największą radością, mała pasmanterię, dającą poczucie spełnienia oraz tysiące swoich Izold – czytelniczek bloga, które sprawiały, że czuła się potrzebna…
A pieniądze? Po co? „Żeby mieć większy warzywnik? Dorodniejsze, czerwieńsze pomidory? Nową odmianę mandarynek? Dla większego, bardziej luksusowego domu; dla wanny z jacuzzi? Dla Porsche Cayenne? Podróży dookoła świata? Złotego zegarka, diamentów? Sztucznych piersi? Operacji nosa?”. Jo tego nie potrzebowała. Zrozumiała, że od dawna ma wszystko to, czego potrzebuje. Wszystko, prócz paru drobiazgów do domu. Tych drobiazgów, które „są naszymi małymi, powszednimi marzeniami”, tymi, które „przenoszą nas w stronę jutra, pojutrza, przyszłości”, te które „kupimy w przyszłym tygodniu i które pozwalają nam sądzić ze za tydzień ciągle będziemy żyć”, że będziemy potrzebni, że nadal będziemy mieć plany i marzenia. Te marzenia, do realizacji których nie potrzeba milionów na koncie…
Ale los, jak to los, okazuje się okrutny i bezwzględny. W momencie, kiedy Jo uświadamia sobie, jakie piękne jest jej życie, ono płata jej okrutnego figla…
Jak Jo sobie poradzi z przeciwnościami losu, czy znajdzie szczęście, za którym całe życie goniła i czy w końcu zrealizuje listę swoich zachcianek?
Lista moich zachcianek to piękna książka o marzeniach. O tych, za którymi całe życie się tęskni tylko po to, by w najmniej oczekiwanym momencie odkryć, że dostaliśmy od losu znacznie więcej niż kiedykolwiek zdołaliśmy wymarzyć. O tych marzeniach, które zmieniają życie. O tych, które niszczą. Odbierają to, co najważniejsze. Zabijają…
Delacourt po raz kolejny udowadnia, jakim niezwykłym i magicznym jest pisarzem. Po Pisarzu rodzinnym, który urzekł mnie dogłębnie, nie rozczarowuje. Wręcz przeciwnie – zachwyca i czaruje. Pięknym językiem. Myślą. Słowem. Historią. Niezwykłą historią zwykłej kobiety, która w jednej chwili przewartościowuje całe swoje życie oraz odkrywa, czym jest prawdziwa miłość i prawdziwe szczęście.
„Posiadam to, czego pieniądze nie mogą kupić, a jedynie zniszczyć.
Szczęście.
A w każdym razie moje szczęście. Moje własne.
Z jego niedoskonałościami. Banałami. Małostkowością. Ale własne.
Ogromne. Pełne blasku. Niepowtarzalne”.
*Wszystkie cytaty pochodzą z: G. Delacourt, Lista moich zachcianek, tłum. K. Umiński, wyd. Drzewo Babel, Warszawa 2013.
Ocena: 8/10
Ocena: 8/10
Za egzemplarz recenzyjny serdecznie dziękuję wydawnictwu Drzewo Babel.
- Zobacz również: Recenzja Pisarza rodzinnego.
Lubie okładki książek z Drzewa Babel - mają taki specyficzny klimat.:) Książki też lubię, ale oprócz tych Coelho. ;)
OdpowiedzUsuńJa również lubię (a wręcz uwielbiam) okładki książek Drzewa Babel, jak i całą twórczość Michała Batorego:) Warto chociaż raz obejrzeć jego prace, a gwarantuję, że zachwycą każdego...
UsuńKolejny raz zachwyciła mnie Twoja recenzja...Któż by tą książkę lepiej opisał? Pozdrawiam:)
OdpowiedzUsuńDziękuję Olu za miłe słowa. Dla takich słów warto nadal robić to, co się robi:)
UsuńRównież pozdrawiam:)