"Bestia" Alex Flinn

Opis z okładki: Jestem bestią. Bestią. Niezupełnie wilkiem, niedźwiedziem, gorylem czy psem, ale czymś zupełnie nowym – okropnym stworzeniem, chodzącym na dwóch łapach. Stworzeniem z kłami i pazurami, któremu włosy wyrastają z każdego pora skóry. Jestem potworem.
 Myślicie, że mówię o świecie baśni? Mylicie się. Miejsce – Nowy Jork. Czas – teraz. To nie jest ułomność, ani choroba. Pozostanę już taki na zawsze – zniszczony – jeśli nie uda mi się zdjąć czaru. Tak, czaru, który rzuciła na mnie ta wiedźma z lekcji angielskiego. Dlaczego zmieniła mnie w bestię, która ukrywa się w dzień i grasuje w nocy? Powiem wam. Opowiem wam, jak byłem Kylem Kingsburym, gościem, z którym każdy chciałby zamienić się na miejsca. Miałem pieniądze, świetny wygląd i idealne życie. A potem opowiem wam, jak stałem się doskonale… potworny.

Moja recenzja:
     Otwieram pudełko. Oglądam dokładnie każdą z sześciu książek. Wącham… 
Moją uwagę przykuwa czarna okładka. Na tyle niezwykła, że zanim otworzę pierwszą stronę, długo gładzę dłońmi po jej zewnętrznej stronie. Nawet nie wiem do końca, czy to papier czy coś innego. Niezwykłe tworzywo. Uwypuklone, śliskie napisy i lakierowana róża. Już od początku czuje się jej szczególność. Nie zastanawiam się więc długo. Zaczynam czytać.
Nie ukrywam jednak, że pomimo cudownej okładki, nie nastawiam się na szczególnie wyjątkową i ambitną lekturę. Bo czego można się spodziewać po książce, w której już po okładce wiadomo, o czym będzie? Tytuł oraz biała róża nawiązują jednoznacznie do „Pięknej i Bestii”. Nie oczekuję więc niczego, co może mnie zaskoczyć. Czytam raczej z ciekawości. Ciekawi mnie to, jak na motywach znanej opowieści zbudowana jest powieść współczesna oraz to, dlaczego tyle osób czekało z niecierpliwością na jej polską premierę. Czy to naprawdę aż taki bestseller? Czy „Bestia” z Nowego Jorku może zawładnąć sercami tych, którzy z sentymentem czytali Jeanne-Marie Le Prince de Beaumont lub oglądali Disnejowskie ekranizacje? Czy zawładnie również i moim?
Już od samego początku czeka na mnie wielkie rozczarowanie. Zamiast zwykłej fabuły napotykam na zapiski internetowego Czatu „Nieoczekiwane zmiany”. „OK. – myślę – powieść ma być dogłębnie współczesna, więc może w tym szaleństwie jest metoda”. Hmmm... Może i byłaby, gdybym rozumiała, o co w tym „internetowym wstępie” chodzi. Luźne frazy, niekompletne zdania, pół-słówka, pół-myśli, Misie Grizli i inne żaby. Wszystko niby na temat, a jednak czytelnik czuje się zdezorientowany i nie wie, ani kto jest kim, ani o czym bohaterowie piszą…
Aby nie zrezygnować z lektury sama więc siebie pocieszam, że „to przecież Chat i tak się właśnie na nim pisze i że z każdym akapitem będę na pewno rozumiała więcej”. Lekko zrażona czytam więc dalej. Rozdział pierwszy nieco mnie uspakaja. Szybko poznaję początek historii Kyla Kingsbury’ego. Przystojnego, bogatego i pewnego siebie chłopaka, nie posiadającego krzty empatii króla balu maturalnego, który w końcu musi odpokutować za swoje winy. Ot, typowa historia jakich wiele w filmie i literaturze. Nic szczególnego.  

Każdy widząc tę książkę, czytając opis, jaki znajduje się na okładce lub napotykając się na internetowe recenzje i opinie o niej, wie, czego się po niej spodziewać. Wydaje się, że wiemy, czym nas „nie-zaskoczy” i czym „nie-zainteresuje”. Macie rację! – Wydaje nam się…
Nie ukrywam, że fabuła nie zaskakuje niczym nowym. Tym bardziej, że „Czatowe międzyrozdziały” często wyprzedzają akcję, a my następnie doczytujemy tylko historię spod znaku „jak do tego doszło”. Dokładając do tego oklepany temat, rodem z amerykańskich komedii romantycznych, w których to „Pan i władca” zmienia się w dobrego, kochającego człowieka, a prawdziwa miłość staje się lekarstwem na całe zło świata, czytelnik kręci nosem jeszcze zanim przeczyta pierwsze zdanie... A i ono nie wygląda zachęcająco…
 Co więc sprawiło (i sprawia nadal), że książka porusza ludzi na całym świecie? Co sprawiło, że pomimo dostrzegania widocznych mankamentów książki, i ja ostatecznie się nią zachwycam?
Jak już wspomniałam – historia  z pozoru banalna i oklepana. Idealny chłopak z bogatego domu, ponosi karę za swoje niecne uczynki i zachowanie. Zostaje przemieniony w Bestię. Potwora tak brzydkiego na zewnątrz, jakim jest w środku. To zdarzenie sprawia, że dopiero wtedy Kyle dowiaduje się całej prawdy o sobie. O tym, kim jest/był dla innych i co naprawdę liczy się w życiu.

   Razem z bohaterem przeżywamy jego samotność i odtrącenie przez najbliższych, którzy, jak się okazuje, najbliższymi nigdy nie byli. Widzimy jego ból, cierpienie i brak wiary w lepsze jutro. Towarzyszymy mu w jego niedoli oraz jesteśmy świadkami jego przemiany. Na naszych oczach Kyle staje się Adrianem. Dobrym i szlachetnym chłopakiem. Pełnym empatii i zrozumienia dla drugiego człowieka. Pełnym miłości, którą obdarza zarówno Magdę i Willa, jak i swoje róże, będące cichym bohaterem utworu. To one sprawiają, że Kyle zaczyna patrzeć na świat przez pryzmat poświęcenia i miłości. To one sprawiają, że zaczyna czuć się potrzebny, docenia wartość pracy, książek i prawdziwych uczuć. W końcu, to one również sprawiają również, że w jego życiu pojawia się Linda. Od momentu jej pojawienia się w życiu chłopaka, czytelnik czerpie niesamowitą przyjemność z poznawania ich „wspólnych” losów. Za grubymi ścianami, przy szczelnie zamkniętych drzwiach, pod osłoną nocy poznajemy historię Pięknej i Bestii. Poznajemy świat, w którym liczy się prawdziwa przyjaźń, pasja, wspólne rozmowy o literaturze i zabawy na śniegu. Świat, w którym nie jest ważny wygląd, a to, co człowiek ma w środku. 
Dodatkowym smaczkiem lektury są postaci Magdy i Willa. Dla mnie szczególnie zaś - tego drugiego. Niewidomy nauczyciel ze swoim Pilotem wprowadzają do powieści nutkę niebanalnego humoru i refleksji życiowych podanych w zabawnej formie. Relacje między nim a Adrianem przedstawione zostają w nietuzinkowy sposób - od obojętności do prawdziwej przyjaźni, bez utraty dystansu i ciągłych uszczypliwości.
Książka ta pozwala nam nie tylko poznać siłę prawdziwych uczuć, ale również spojrzeć na świat z dystansu, z wnętrza ciała Bestii, otoczonego pancerzem niedostępności i niezwykłości zarazem. Spoglądamy na świat, który wydaje się być znany, a jednak wciąż pokazujący nowe oblicza. Świat, który odrzuca wizualność, a skupia się na duchowości i prawdzie...
Niestety… z końcem każdego rozdziału napotykam ponownie na „wstrętny” Czat. Za każdym razem sprawdzam, ile liczy stron i oddycham z ulgą, gdy okazuje się, że niewiele… Do samego końca nie rozumiem intencji jego wprowadzenia, tym bardziej, że losy „internetowych bohaterów” w ogóle mnie nie obchodzą, nie przykuwają mojej uwagi ani tym bardziej – nie mają wpływu na właściwą akcję, nic do niej nie wnoszą i wydaje się, że spełniają wyłącznie rolę objętościowego „rozpychacza”…

Z dodatkiem „kina akcji”, z literackimi „Jane Eyre’owymi” i „Notre-Dame’owymi” motywami, z fabułą z oper mydlanych dochodzimy do końca książki… Czy z filmowym happy endem? Tego już dowiecie się sami…

Ostatecznie oceniam książkę dość wysoko. Nie dlatego, że wykorzystuje baśniowy motyw, do którego od dzieciństwa mam sentyment. Nie dlatego, że mówi o miłości szczerej i prawdziwej. Nie dlatego również, że uświadamia czytelnikowi, co tak naprawdę jest w życiu ważne, ale dlatego, że pomimo wielu niedociągnięć i mankamentów, pomimo banalnej fabuły i przewidywalnej akcji, pomimo tych okropnych e-rozmów… Ja. Ta, która nie pamięta kiedy wzruszała się podczas czytania, ryczę jak małe dziecko, kiedy czytam ostatnie strony nowojorskiej baśni… I nie chcąc dociekać, czy wpływ na to miała sama powieść, późna nocna godzina czy inne sprawy osobiste, szczerze polecam tę książkę wszystkim, licząc na to, że w Was wyzwoli emocje równie silne i piękne…
*Wszystkie cytaty pochodzą z: A. Flinn, Bestia, przeł. A. Żbikowska, Kraków 2011.

Ocena: 6/10
Za egzemplarz do recenzji dziękuję portalowi Lubimy Czytać.



Polecam również film, nakręcony na podstawie powieści, w reż. Daniela Barnza.
Trailer dostępny >>tutaj<<

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz

Drogi Gościu, będzie mi niezmiernie miło, jeśli nie tylko przeczytasz to, czym chcę się z Tobą podzielić, ale również zostawisz po sobie jakiś ślad, wyrazisz opinię, podzielisz się własnymi odczuciami, zachęcisz do dyskusji.

Jeśli chcesz polecić swojego bloga, proszę, zrób to!!:), ale tylko jeden raz - tyle mi w zupełności wystarczy. Na pewno do Ciebie zajrzę. Kolejne próby autoreklamy będą usuwane.

Również SPAM oraz obraźliwe/wulgarne komentarze będę bezwzględnie kasowała.