Opis z okładki: Najtrudniejsze są takie decyzje, z których nie można się wycofać. Na przykład decyzja o emigracji w czasach dzielącej Europę „żelaznej kurtyny”. Często podejmowano ją w dramatycznych okolicznościach, bez znajomości kraju osiedlenia, lub tylko na podstawie mitu zrodzonego w izolacji od Zachodu. A potem przychodził czas zapłaty, której nikomu nie udało się uniknąć (...)
Moja recenzja:
„Piątą
Aleją na Manhattanie, gdzieś na wysokości 57. Ulicy, tuż po szóstej rano i tuż
przy krawężniku, w pozycji na sztorc, dość śpiesznie szedł jezdnią materac”.
Tak brzmi pierwsze zdanie powieści
Roberta Terentiewa Stąd aż do Brighton
Beach. I wbrew pozorom, wcale nie jest to książka fantastyczna, SF czy
wykorzystująca dorobek Gombrowicza. Wręcz przeciwnie. Jest to książka
ociekająca realizmem z każdej strony, pokazująca w najdrobniejszym szczególe
obraz świata ludzkiego i prawdziwego… prawdziwego aż do bólu…
Ameryka od zarania wieków roztaczała
przed mieszkańcami wschodu wizje dobrobytu, wolności i permanentnego szczęścia.
Kariera „od pucybuta do milionera” nęciła, a marzenia o amerykańskim raju były
marzeniami milionów. Kiedy jednak stawały się rzeczywistością, okazywało się,
że American Dream to często jedynie
puste frazesy kończące się z nadejściem każdego nowego, szarego poranka a
marzenia o dobrobycie, wolności i szczęściu gubią się gdzieś pomiędzy szukaniem
lepiej płatnej pracy a kolejnym piwem wypijanym w barze na odeskim molo.