Wenecja Jarosława Iwaszkiewicza

   Kiedy myślę "Wenecja", to myślę również Iwaszkiewicz. Myślę Iwaszkiewicz też przy wielu innych rzeczach, tyle, że tym razem moją fascynację Leonem I. nie dopinam do wszystkiego i czegokolwiek, a do tego, co łączy się z nim chyba tak bardzo, jak z nikim innym – z Wenecją. Miastem, do którego tyle razy podróżował i któremu poświęcił wiele miejsca w swojej twórczości (m. in. W Nowelach włoskich, w Podróżach do Włoch, w Wenecji i innych szkicach, Śpiewniku włoskim).
   Janusz Drzewucki w książce Smaki słowa zamieszcza o Iwaszkiewiczu esej zatytułowany Poeta w Wenecji, w którym charakteryzuje go jako największego podróżnika w dziejach polskiej literatury. Nie sposób się z nim nie zgodzić. Jarosław Iwaszkiewicz podróżował przez całe życie. Jednak to podróże na wschód oraz do Włoch były najczęstsze. Na tyle częste, że do dziś z nim utożsamiane. Poznawał Italię przez pół wieku. Tam spędzał wakacje, święta i dni powszednie. Sam lub z rodziną. Tam tworzył. W samym Rzymie był 30 razy… Co sprawiało, że do Włoch, do Rzymu i, przede wszystkim, do Wenecji, wracał tak często?
   Z książkami Iwaszkiewicza w ręku możemy przemierzyć Włochy, jak z najdoskonalszą mapą. Możemy odbyć literackie podróże do gorącej Italii, przepłynąć gondolą najpiękniejsze zaułki. Autor, pomimo tego, że zauważa zagładę Wenecji i jej powolne umieranie ("Domy Wenecji biegną za nami jak goniące nas kościotrupy – i chcielibyśmy uciec od śmierci do życia, od miasta do morza. Naprawdę to miasto nie żyje”*) to zachwyca się jej pięknem. 
   Czytając opisy Iwachy sami podążamy za nim weneckim śladem i rozpływamy się w urokach miasta na wodzie. Nie ważne czy pada deszcz i woda przybiera siny kolor, czy świeci słońce i woda rozzłaca się i mieni tysiącem kolorów. Wenecja zachwyca zawsze. Zarówno w murach starych kamienic i w lustrze wody, jak i w cudownej Madonnie Belliniego zamyka się europejska kultura i sztuka. W tym mieście każdy chciałby się znaleźć chociaż raz, by móc się w nim zatracić. Zatracić w mieście, gdzie „woda równa się czasowi, a pięknu dostarcza sobowtóra”*. 
   Dzięki opisom Iwaszkiewicza mam przed oczami Wenecję piękną i monumentalną. Skupiającą w sobie całe piękno Europy, całą romantyczną miłość kochanków. Smaganą letnimi podmuchami wiatru kierującego gondolami, rozbrzmiewającą muzyką włoskich oper, pachnącą kawą z małych kawiarenek. Wenecję, gdzie przy Ponte Rialto gromadzą się tłumy ludzi rozmawiając o sztuce i literaturze, a poruszając się vaporetto  podziwiają słynne pałace.
   Zatapiając się w weneckie opisy Iwaszkiewicza przybywamy do Miasta-Ikony, esencji Europy z tysiącletnimi nawarstwieniami kultur, z setkami kościołów i klasztorów, pałaców i muzeów, oper i teatrów. Do Wenecji z obrazów Canaletto, z cudownym niebem, falami uderzającymi o brzeg i pięknem klasycyzmu. 
   Do miasta, które jest dla mnie miastem na tyle prawdziwym, na ile nierealnym… Nierealnym Marzeniem…

"A woda kanałów przed tymi wspaniałościami też jest nie do opisania, ma szerokie, wachlarzowate fale i wygląda już jak gdyby była malowana. Po co więc ją jeszcze na nowo malować? Wszystko tu jest obrazem - i nie potrzeba tego uzupełniać ani pędzlem, ani słowem. Canaletto to tylko fotografował. Ja nie mam potrzebnego aparatu. / J.Iwaszkiewicz"

*1. J. Iwaszkiewicz, Podróże do Włoch, Warszawa 1977, s. 25.
*2. J. Brodski, Znak wodny, w: „Zeszyty literackie” 1992, nr 39; Portrety miast - Wenecja.

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz

Drogi Gościu, będzie mi niezmiernie miło, jeśli nie tylko przeczytasz to, czym chcę się z Tobą podzielić, ale również zostawisz po sobie jakiś ślad, wyrazisz opinię, podzielisz się własnymi odczuciami, zachęcisz do dyskusji.

Jeśli chcesz polecić swojego bloga, proszę, zrób to!!:), ale tylko jeden raz - tyle mi w zupełności wystarczy. Na pewno do Ciebie zajrzę. Kolejne próby autoreklamy będą usuwane.

Również SPAM oraz obraźliwe/wulgarne komentarze będę bezwzględnie kasowała.